piątek, 1 sierpnia 2014

jak się zaczęło...(1)

"Aleja gwiazd... aleja gwiazd biegniemy, Bóg drogę zna,  pod niebem gwiazd, pod niebem gwiazd żyjemy, a każdy sam". Kolejnym utworem na jej liście odtwarzania była "Meluzyna" Małgorzaty Ostrowskiej w nowej wersji. Ma 17 lat, jest nie wysoka, ma niebieskie oczy i długie brązowe włosy, nie czarne ani mysie. Tylko porostu brązowe. Zazwyczaj zakładała spodnie dziś ze względu na to, że było ciepło, a nawet bardzo ciepło założyła śliczną sukienkę. Była do polowy uda na delikatne cienkie ramiączka, jej krój był klasyczny, prosty. Miała beżowy kolor i kwiatowy wzór. Lubiła tę sukienkę, ale rzadko ją zakładała. Miała wrażenie, że gdy zakłada sukienkę ludzie się na nią patrzą, a nie przepadała za tym. Na stopy wsunęła delikatne brązowe sandały, przez ramie przewiesiła małą torebkę, w której znajdował się odtwarzacz. Można się było tego domyśleć po białym kabelku idącym od torebki do uszu dziewczyny. Miała ładną twarz. Delikatnie pociągłą i jednocześnie bardzo dziewczęcą. Swoje kruczoczarne włosy związała w klasyczny koński ogon. szła powoli nigdzie się jej nie śpieszyło. Była sobota koiło 14. wszystko co miała do zrobienia zrobiła, więc postanowiła znaleźć czas dla siebie. Zawartość jej małej torebki praktycznie się nie zmieniała. Miała w niej 4 ołówki różnej miękkości, gumkę do ścierania, dwa długopisy, niewielki grubiutki zeszycik i chusteczki nawilżane. Zmianie ulegały tylko wypisane długopisy, zapełniony zeszyt zmieniał się w czysty. Nie nosiła ze sobą telefonu, nie lubiła go nosić. Nie chciała by jakiś SMS czy telefon psuły jej chwile wytchnienia i samotności, potrzebowała tylko wiedzieć która jest godzina dlatego zaopatrzyła się w zegarek z którym się nie rozstawała. Tym sposobem uwolniła się od telefonu, a jej mama musiała się przyzwyczaić, że gdy wychodziła z domu skontaktują się dopiero kiedy wróci, a to kiedy będzie zawsze było jednym wielkim znakiem zapytania.
Szła tak nie śpiesząc się nigdzie, delikatnie ruszając głową w takt muzyki i uśmiechając się do siebie- miewała tak wtedy, gdy uświadamiała sobie swoje głupie zachowanie bądź też tak po prostu by rozwiać szarość dnia. Co parę kroków zmieniała tępo swojego marszu wplatając w to kroki taneczne, jakieś delikatne pląsanie. Nie przejmowała się tym co myślą o niej mijający ją ludzie. Nie istniało dla niej nic prócz melodii i słów piosenki.
Nie słyszała absolutnie niczego oprócz słów "Meluzyny" i to się jej podobało. Patrzyła na świat widząc go w wielu barwach. Barwach bardzo wyrazistych :) Zieleń drzew i trawników była bardziej zielona niż zwykle, a szarość budynków jeszcze bardziej szara, ale nie przygnębiająco szara, lecz pozytywnie szara. Dotarła do miejsca swojego przeznaczenia. Parku, który znajdował się praktycznie w centrum niewielkiego miasteczka. prowadziły do niego 4 wejścia. Jedno z każdej strony świata. Każde wyglądało tak samo. Po obu stronach ścieżki rosły dwa drzewa, które stykały się koronami tworząc swego rodzaju liściasty baldachim. Różnica polegała jedynie na gatunku rosnących drzew. To jedyny park tutaj i jednocześnie jej ulubione miejsce.
Często ty przychodziła. Wchodziła zawsze tak samo, przechodziła pod baldachimem, wdychała to powietrze, które wydawało jej się tak zupełnie inne niż za granicami parku. Spacerowała po nim, a następnie siadała zawsze na tej samej ławce. Czuła się tu jak w innym świecie, w magicznym świecie. Drzewa rosły gęsto ich konary w wielu miejscach się stykały, promienie słońca z trudem przedzierały się do ziemi. Pomiędzy nimi były alejki, a cały park oddzielony był od zewnątrz ogromnym żywopłotem, który otaczał go z każdej strony. Odcinał od codziennych spraw miasteczka i zapraszał do zapomnienia o codzienności i korzystania z chwili zapomnienia.
Ona uwielbiała z tego korzystać. Gdy była smutna, zła czy radosna jak dziś, Jej ławka jak ją nazwała była wolna. Zazwyczaj, gdy tu przychodziła i chciała na niej usiąść. Nie wiedziała jak się to dzieje, ale nie miała nic przeciwko temu. Usiadła, przez chwile zasłuchała się w słowa piosenki Lady Pank "Zostawcie Titanica" i otworzyła swoją torebkę, a z niej wyciągnęła zeszyt i tym razem ołówek. Nie miała ochoty na pisanie. Chciała rysować rozejrzała się w poszukiwaniu natchnienia. No i długo nie musiała czekać. Zobaczyła ślicznego, małego, białego i kudłatego pieska. Ze słuchawkami w uszach co chwila spoglądała na małe stworzonko i zaczęła je rysować. Powoli i z pełnym spokojem rysowała kreska za kreską. Piesek biegał we wszystkich kierunkach, latał za piłką. Nie widziała kto ją rzucał, nie zwracała uwagi na nic. Tylko na tego pieska. W pewnym momencie nie mogła go odnaleźć. Rysunek nie był skończony Była na nim tylko mordka tego ślicznego stworzonka. Poczuła lekkie rozczarowanie, ale stwierdziła, że pewnie jutro też tu będzie. wstała i słuchała tym razem e-booka. "Romeo i Julia"w języku angielskim. Wracała do domu zasłuchana w słowach Szekspira.
Wróciła do domu. Wracała o wiele wolniej niż zwykle. weszła do kuchni, wzięła dwie kostki gorzkiej czekolady   i  musli, do którego dodała orzechy włoskie, jabłko i trochę banana wszystko zalała mlekiem. wzięła również szklankę soku jabłkowego, który rano wycisnęła i poszła do swojego pokoju.
Wyjęła słuchawki i włączyła wieże i komputer. przejrzała parę stron internetowych, poczytała kilka blogów m.in bloga koleżanki. W tle było słychać "Lubiła tańczyć spragniona życia wciąż..." Jednocześnie refleksyjna, a zarazem energiczna przynajmniej dla niej. Wydawało jej się, że siedziała przy komputerze krótko okazało się, że jest już 22. Wyłączyła go, wzięła prysznic, bardzo długi prysznic. weszła do swojego łóżka, otoczonego baldachimem, uwielbiała to łóżko, ale jeszcze bardziej lubiła duży i szeroki parapet, który jej tata stworzył, gdy była mała. Siadali tam razem, a on czytał jej bajki. Jej pokój był pełen wspomnień.
Na ścianach wisiały zdjęcia, czarno-białe i kolorowe. Jej, mamy i jej ojca, który zmarł w wypadku samochodowym 7 lat temu. Od tamtej pory były same z mamą, ale nigdy nie miały jakiegoś specjalnego kontaktu ze sobą. Nie miała też przyjaciół ani znajomych. Nie czuła potrzeby by utrzymać z kimś kontakt. Bała się tego. Czasami miała wrażenie, że zapomni jak się mówi. Rzadko kiedy to robiła. Nie lubiła mówić, zdecydowanie wolała pisać i rysować to był jej język. Zwłaszcza po śmierci ojca. Nie potrafiła już tak normalnie funkcjonować.
Następnego dnia również udała się do parku. Tym razem zamiast iść pojechała rowerem. Włożyła niebieskie dżinsowe rurki i beżową koszulkę w delikatny kwiatowy wzór i brązowe sandałki.
"Śpisz pięknie tak. Po kątach cisza gra...
Kiedyś znajdę dla nas dom...
Kiedyś wszystkie czarne dni..." https://www.youtube.com/watch?v=guJ25FxCwmY
Zostawiła rower przed wejściem do parku. Zrobiła swoją zwykłą rundkę wokół parku i usiadła na swoją ławkę. Hm.. naprawdę swoją, gdy była kiedyś wieczorem będąc w parku wyskrobała na ławce "To jest ławka Kingi"
Teraz, gdy widziała ten napis uśmiechnęła się sama do siebie. Zauważył to. Lubił jak się uśmiechała. Była wtedy jeszcze piękniejsza.
Ona oczywiście nic nie zauważyła. Była za bardzo wpatrzona w tego pieska.Patrzyła na kartkę  i rysowała, gdy nagle na jej szkicownik wpadła mała, gumowa gumowa czerwona piłka. Wzięła ją do ręki i chwile na nią popatrzyła, rozejrzała się, gdy to robiła wpadł na nią obiekt jej zainteresowania, czyli mała biała kulka. Piesek na obroży miął napisane Syriusz.
- Cześć Syriuszu. Wiesz nazywasz się zupełnie tak jak bohater mojej ulubionej książki.
- Mojej też- była w szoku. Miała wrażenie, że pies się do niej odezwał. Ale przecież to niemożliwe. Oderwała oczy od tych ślicznych brązowych paczydeł pieska i trafiła na szmaragdową głębie. Nie wiedziała co się dzieje jej serce zabiło szybciej.
- Nazwałem go tak bo strasznie lubię 3 część Harrego Pottera mimo, że jest totalną odwrotnością tego, który był w książce.- Pierwszy raz nie mogła odnaleźć w sobie głosu. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje.
- Ta... Tak... rzeczywiście to jego totalne przeciwieństwo- Tylko tyle zdołała wyjąkać. Nie wiedziała co więcej mogła powiedzieć, Zazwyczaj nie rozmawiała z ludźmi, a zwłaszcza z chłopakami. W szkole też  z nikim się nie przyjaźniła to nie było w jej stylu. Nie lubiła tego, a teraz jakiś chłopak sam do niej zagadywał. CHŁOPAK!!!... ale jaki przystojny. Zielonooki brunet, a jego twarz.. jakby wykuta z kamienia, ale jednocześnie taka ciepła i promienna.
- Mogę zobaczyć co tu masz- powiedział wskazując ręką jej zeszyt. Kiwnęła tylko głową.
- Syriusz odsuń się trochę. Wow... to jest super. On wygląda jak żywy. Masz naprawdę wielki talent. To dlatego tak co chwila na niego zerkałaś. Ty szczęściarzu przyciągasz wzrok każdej ładnej dziewczyny.
Delikatnie się zarumieniła uśmiechnęła. Nagle poczuła w sobie przyjemny dreszczyk i odrobinę pewności siebie.
- Nie ma się czemu dziwić Syriusz to bardzo urodziwy pies.
- Tak nawet bardziej niż jego właściciel.
- A tego bym nie powiedziała- Ich twarze rozświetlił uśmiech, a w oczach pojawił się błysk porozumienia. Czuła się wyjątkowa. Tyle lat przychodziła do tego parku, nigdy nie myślała, że spotka ją coś takiego. Dużo czytała, słuchała piosenek o miłości i audiobooków. Nigdy nie przypuszczała, że ją może spotkać coś podobnego. Wręcz książkowa historia. poznali się na ławce w parku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz