Ławka
poniedziałek, 5 stycznia 2015
9
"Skończyłaś już ten rysunek?"
"Prawie..."
"Czyli się nie pomyliłem? To mnie szkicowałaś? O.o?"
"em... Tak powiedzmy."
"Mogę zobaczyć?"
"Jutro ?"
"Dzisiaj?"
"Już się dziś widzieliśmy:-P"
"To nie zmienia faktu, że możemy się zobaczyć znowu;-D"
"Tak tu w sumie masz rację."
"Będę niedługo:-P"
Nie odpisywałam już na tego sms. Poszłam do kuchni i zaczęłam robić sok jabłkowy. Sokowirówka to świetna sprawa zwłaszcza kiedy ma się świeże owoce, a te zawsze były u mnie w domu. Dzwonek do drzwi.
-Wiesz to się zaczyna robić dziwne, kiedy wychodzisz drzwiami.
-Okej, zapamiętam, następnym razem wejdę przez balkon.
-Hahaha... No dobra, dobra. Wchodź.sok?
-A jaki proponujesz?
-Jablkowy świeżo wyciskany.
-Wiesz, że te wszystkie pudełka kłamią.- właśnie wchodziliśmy do kuchni. Podeszłam do sokowirówki i wrzuciłam kolejną cząstkę jabłka do maszyny.
-Aaa... Przepraszam. Faktycznie świeżo wyciskany.
-Tak ja pije tylko świeżo wyciskane soki.- dziwnie było zobaczyć delikatny rumieniec na jego twarzy.
-Wiesz kiedy się nie rumienisz i mówisz to fajnie się z Toba rozmawia.
-Em... Dzięki. Chyba.
-Rany, przepraszam nie powinienem tego mówić.
-Nie no, ok. Nic się przecież nie stało. A ja kiedyś muszę w końcu zacząć mówić. Od wypadku mojego taty.... Właściwie nie pamiętam kiedy wypowiedziałam tyle zdań, wiec w sumie powinnam Ci podziękować.
-Twój tata miał wypadek?
-Tak, 5 lat temu.
-I gdzie on teraz jest?
-Nie przeżył. Kierowca, który go spowodował miał więcej szczęścia niż mój tato.
-5 lat temu?
-Tak, a czemu pytasz?
-Nie...tak poprostu czysta ciekawość.- ale zauważyłam, że przez jego twarz przebiegł jakiś cień. Jego twarz nagle spochmurniała, ale szybko odzyskał rezon. Przelałam sok do dzbanka i dwóch szklanek. Z szafki wyjęłam talerz ciastka, cukierki dołożyłam też trochę owoców.
-Przy czymś słodkim lepiej się rozmawia., em... Podobno.
-To chyba prawda.
-To chodź do salonu.
-A Twojej mamy nie ma? Jest juz prawie 19.
-Nie, nie ma jej. Będzie jutro wieczorem. Przywykłam do tego, że siedzę sama. Z nią i tak nigdy nie miałam dobrego kontaktu.
-A z tata?
-Był moim najlepszym przyjacielem.
-Od tamtej pory chyba z niewieloma osobami utrzymujesz kontakt.
-Aktualnie, jesteś pierwsza osobą z którą normalnie rozmawiam.
-W takim razie jestem zaszczycony.
-Zabawny jesteś.- siedzieliśmy razem na kanapie w salonie.-Może włączę jakiś film?
-Może być, ale najpierw pokaż mi rysunek.
-Aa... Tak zapomniałam. Jest u mnie w pokoju.
-To idziemy?
-Mhm...Tylko nie wystrasz się balaganu.
-Jestem facetem. Dla mnie bałagan to nie problem.- weszliśmy po schodach na górę, a stamtąd korytarzem do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i puściłam go przodem. Zaczął się rozglądać po wnętrzu. Już raz tu był, ale wtedy na nic nie zwrócił uwagi. Teraz jego wzrok wędrował od dużego łóżka, całe szczęście dziś je pościeliłam, plus dla mnie. poprzez wielgachny parapet, na którym leżały poduszki obok były oczywiście drzwi balkonowe wychodzące na niewielki taras. Resztę pokoju zajmowała szafa, biurko, na którym stał komputer i inne mniejsze przedmioty. Jego wzrok w końcu spoczął na rysunkach, które zajmowały większość ścian mojego pokoju.
-To Twój Tata?
-Tak.
-Wow...
-Mój tata wpadł Ci w oko?
-Nie, Ty masz serio wielki talent.
-Ta... Może i tak. Trzymaj to ten rysunek.- podalam mu wyrwaną kartkę z zeszytu.
-Czemu wyrwałaś kartkę?
-Poprostu.
-Nie wiedziałem, że jestem tak przystojny.
-Trochę go chyba przerysowałam.
-Świetny jest. Mogę go zatrzymać?
-Jasne. Zawsze mogę zrobić drugi.
-Aż tak Ci się podobam?
-Nie bądź sobą tak zachwycony. Chciałeś zobaczyć rysunek. Zobaczyłeś, tak, więc możesz już iść.
-Wspominałaś coś o jakimś filmie.
-Tak...Ii?
-Może faktycznie coś obejrzymy?
-Może być. To Ty wybierasz film, a ja robię pop corn.
-Ok.
-Tylko niech to nie będzie horror.
-Okej księżniczko.
-
środa, 31 grudnia 2014
no nie wierze (8)
"Dobranoc:-*"
"Czym zasłużyłam na buziaka? O.o"
"Tym swoim rumieńcem;-P"
"Wiem, że znowu się rumienisz ;-D"
"Dobranoc!"
"Dobranoc raz jeszcze ślicznotko:-*"
Ale on ma tupet. Co nie zmienia faktu, że ostatnia myślą przed zaśnięciem były jego zielone oczy.
-Cześć tato.
-Cześć słonko. Widzę, że powoli zaczynasz odżywać. Przy tym chłopcu znowu odzyskujesz swoje cięte odzywki.
-Tato...
-Taka prawda kochanie. Ale proszę Cię uważaj.
-Dobrze tato. Brakuje mi Ciebie. Dlaczego to Ty musiałeś odejść, a nie mama?
-Córeczko nie mów tak.
-Ale to jest prawda tato. Z mamą nigdy się nie dogadywałam tak jak z Tobą.
-Wiem, ale to nie oznacz, że mama Cię nie kocha.
-Czasami mam wrażenie, że wolałaby nie mieć córki.
-To...- słowa taty nagle się urwały. Wszędzie rozbłysło zielone światło. Zewsząd otaczał mnie szafir... Do moich uszu doszedł krzyk... To... To krzyk taty. To on tak krzyczy. Przed oczami pokazał mi się jego samochód. Widzę jego gwałtowny ruch kierownicą kiedy omija jadący z naprzeciwka samochód. To przez niego.... To przez tego kierowcę... Czuje to przerażenie...
-Nie....- kolejny raz budzę się z krzykiem na ustach... Spokojny sen, w ktorym spędzam czas z tatą zamienia się w koszmar. Jeszcze raz od nowa przezywam jego wypadek. Ktora raz jest tym razem godzina? Hm. . 7... No to już chyba nie ma sensu się kłaść. Włączam odtwarzacz Bracia "Nad przepaścią" ustawiam głośność tak by było słychać w łazience. Mamy i tak znowu nie ma w domu. Zmywam siebie koszmar nocy i zastanawiam nad słowami taty. Tak ma rację. Przy Mateuszu znowu staję się dawną sobą. Tą, która nie zamykała się na świat, ale spędzała czas ze znajomymi, wtedy jeszcze ich miałam. Mateusz... I te jego oczy... Włożyłam luźną koszulkę i dres usiadłam na swoim wielkim parapecie wzięłam ołówek i swój zeszyt i zaczęłam szkicować.... Spod mojej dłoni wychodziła kreska za kreską... Zaczęły się układać w zarys twarzy. Często rysowałam tatę. Pełno tych bardziej udanych rysunków wisi na ścianach w moim pokoju. Jedne przyklejone taśmą, inne oprawione w ramki tak jak zdjęcia, ale nie dziś.... Mateusz... To jego twarz naszkicowałam... Cała była w ołówku, ale czegoś mi tu brakowało. Chwyciłam zieloną kredkę i nadałam ten kolor jego oczom. Tak teraz byłam zadowolona z efektu końcowego. Tatę nie trudno mi było rysować mi z pamięci, ale nie myślałam, że tak łatwo pojdzie mi z jego twarzą. Słońce wspięło się już dosyć wysoko... Hm nic dziwnego już prawie 12, przynajmniej taką godzinę wskazywał zegarek stojący na moim biurku. Chyba najwyższa pora coś zjeść. Odłożyłam zeszyt i ołówek, zwloklam się z mojego ulubionego miejsca i poczlapalam do kuchni. Hm... Dziś... Chwyciłam jabłko, zrobiłam dwie kanapki i sok pomarańczowy i wróciłam do swojego pokoju. Dopiero wtedy zerknęłam na telefon... Rany 3 wiadomości w tym dwie od jednego nadawcy i jedna od mamy. "Będę jutro wieczorem" hah... Dobrze, że mnie o tym poinformowała... I dwie od Mateusz. Poczułam jak się czerwienie. To nie fair, że nawet kiedy nie ma go obok tak na mnie działa. "Dzień dobry 😊", a godzinę później napisał "Mam nadzieję, że na trochę zajmę Twoją ławkę? A może mi potowarzyszysz?"
Chyba, rzeczywiście mu się spodobałam. Ta myśl była wręcz niewiarygodna. Włożyłam kwiatową sukienkę swoje ulubione botki, przeczesałam włosy chwyciłam torebkę i ruszyłam w kierunku drzwi. Przekręciłam klucz, włożyłam słuchawki i szłam w kierunku parku.
Bylam już prawie przy ławce, a jego tam nie bylo. Poczułam przepływający przeze mnie smutek. Usiadłam i wyjęłam zeszyt. Znowu zaczęłam szkicować. Na mojej kartce nagle wylądowała mała herbaciana róża. Podniosłam głowę i utonęłam w szafirowych oczach.
-No cześć.
-Cześć.
-Miałem dość bezczynnego siedzenia i czekania i wybrałem się do sklepu. Masz ochotę na sok.
-Tak, dziękuję. Ale widzę, że. O kwiaciarnię też zahaczyłeś.
-No cóż nie da się ukryć. Podoba Ci się?
-Och.. Tak. Jest śliczna i przede wszystkim nie czerwona.
-Pomyślałem, że czerwony jest oklepany.
-I tu muszę się z Tobą zgodzić w 100%.
-Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek się tego doczekam.
-A widzisz ja też potrafię zaskoczyć.
-W to nie wątpię.- Nie pamiętam kiedy ostatnio mi się z kimś tak dobrze rozmawialo. A przede wszystkim tak łatwo i bez najmniejszego skrępowania. Czułam się tak swobodnie. Poprostu sobą.
-Co szkicujesz?
-Nie wiem jeszcze... Chyba znowu jakąś twarz.
-Jakąś? A nie konkretną?
-Sama nie wiem.
-A ja chyba wiem...
-Tak?
-Tak... Te rysy przypominają mi twarz, którą codziennie rano widzę w lustrze.
-Masz chyba zbyt duże wyobrażenia o sobie.
-No cóż nie wydaje mi się.
Nie daj się prosić (7)
-Ty mnie prosisz? Ale o co?
-Daria...
-Pamiętasz jak mam na imię?
-Nie mógłbym zapomnieć.
-Jestem pewna, że mógłbyś.
-Nie wierzysz mi?
-Nie mam powodów by wierzyć.
-Nie?
-A mam?
-Wspiąłem się na pierwsze piętro.
-Tak to naprawdę imponujące, ale co w związku z tym? Hm... W sumie czekaj wiem... Mogę posądzić Cię o włamanie.
-Sama mnie wpuściłaś.
-Tak to fakt.
-Nie ruszę się stąd dopóki nie dostanę numeru Twojego telefonu.
-Nie wygłupiaj się, tylko wyjdź bo już późno.
-No i co z tego?
-Będę tu siedział dopóki nie dasz mi swojego numeru.
-Jesteś....
-Przystojny? Tak wiem, wiem. Nie musisz mi tego mówić.
-Nie...Tak... Tzn... Nie to chciałam powiedzieć.
-Ale powiedziałaś.
-Nie ja tylko Ty.
-oj tam.- znowu uśmiechnął się tak, że straciłam cały rezon.
-Lubię kiedy się tak rumienisz.
-Nie rumienię się.
-Wiem co widzę.- przysunął się niebezpieczne blisko.- to jak będzie z tym numerem?
-Nie odpuścisz, co?
-Nie. Kiedy czegoś chce zawsze tego dostaje.
-hm... Tym razem będzie chyba inaczej.
-Tak?
-Tak. Idę do łazienki, a kiedy tu wrócę Ciebie tu nie będzie. Dobranoc.- odsunęłam się od niego i poszłam do łazienki. Nadęty dupek pierwszy raz źle o nim pomyślałam. Ale niestety taka byla prawda. Był nadętym dupkiem co nie nie zmieniało faktu, że był uroczy. Hah... Uroczy nadęty dupek. Nawet nie obejrzałam się za siebie poprostu zamknęłam drzwi do łazienki. Chwyciłam szczoteczkę do zębów i nerwowo je szczotkowałam. Rany... Miał racje. Byłam cała czerwona. I wyglądałam okropnie. Jak on mógł patrzeć na mnie kiedy byłam taka czerwona. Wyglądałam jak burak. Opłukałam twarz wodą i wyszłam z łazienki. O dziwow pokoju nikogo nie bylo. Zakopałam sięw kołdrę i usłyszałam dzwonek sms.
"Mówiłem Ci, że zawsze dostaje to czego chce Mateusz :-)"
piątek, 31 października 2014
Za balkonowym oknem...(6)
-Cześć...- powiedział to z takim entuzjazmem jakby wygrał conajmnie milion złotych.- zapomniałem zapytać Cię czy dasz mi swój numer. Tak mnie to męczyło, że znalazłem się na Twoim balkonie. Chyba nie masz nic przeciwko?
Kolejny już raz stała przed nim i patrzyła nie wiedząc co powiedzieć. Jeszcze troche, a uzna ją za nienormalną, ale... to było zbyt dziwne, żeby było prawdziwe. Tak bardzo chciała go zobaczyć i nagle się zjawia... czy to możliwe?
-Daria... halo tu ziemia... Już odcknij się. Należy mi się nagroda.
-Jaka znowu nagroda? I niby za co, co?
-No przyznaj, że jestem orginalny. Wspialem sie specjalnie tutaj, żeby zyskać Twój numer.. chyba mi nie odmówisz?- "te jego spojrzenie...."
-Tak masz rację... jesteś orginalny, ale tez wysportowany.
-Tak?
-Tak... wspiąłeś się na pierwsze piętro. Właściwie jak Ty to zrobiłeś? Jestem pod wrażeniem.. naprawdę.
-A tego Ci nie powiem. To zostanie moją słodką tajemnicą.
-Tajemnicą?
-Tak. Dokładnie- uśmiechnął się tak, że straciła grunt pod nogami.
Miałam już dość tego jak na nią wpływał.
-No dobrze niech to zostanie Twoją tajemnicą.
-A czy cel mojej wspinaczki zostanie spełniony?
-To znaczy?
-Twój numer telefonu.
-Hm... A to z kolei niech zostanie moją słodką tajemnicą.- tym razem to ona miała nad nim odrobinę przewagi.
czwartek, 30 października 2014
Nierealne (5)
Te słowa cały czas chodziły jej po głowie "jakbyśmy znali się całe wieki". Jak to jest, że w głowie ma się cały czas osobę, którą widziało sie raptem dwa razy... Słyszy się jej głos, widzi oczy, twarz, całą jego postać. Tak bardzo pragnie się kontakty z kimś kogo sie nie zna. Chce by ta osoba była obok cały czas... Dlaczego po tym spotkaniu z Mateuszem tak miała? Czemu nie potrafiła się uśmiechnąć.. tak bardzo chciała znowu go zobaczyć, ale to nie bylo możliwe. Już nie dziś. Dzień dobiegał końca, a właściwie juz dawno się skończył. A ona myślała o nim... o tym nieraealnym chłopaku, który wydawał się jej snem... który nie może być prawdziwy.
Puk...puk...
To dziwne... jej mama już dawno śpi, a nie ma nikogo kto mógłby pukać do jej pokoju...
Puk...puk... dźwięk się powtórzył, ale nie dochodził zza drzwi. Spojrzała w stronę balkonu. Kto był za oknem. Nie wiedziała co się dzieje.
Puk...puk... teraz miała pewność, że to puka osoba, ktora stoi za balkonowymi drzwiami. Powoli wygramolila sie z łóżka, była już prawie północ. Pukanie kolejny raz się powtórzyło. Nie czuła strachu... w głębi duszy pragnęła by tym kimś kto do niej przyszedł był on...ale to było nazbyt nierealne by moglo sie zdarzyć. Powoli otworzył balkonowe drzwi..
środa, 29 października 2014
Nie tym razem... (4)
Będąc jakieś 60m od ławki zauważyła, że ktoś na niej siedzi... pierwszy raz, gdy szła z zamiarem siedzenia na ławce ktoś na niej siedział... moze to dziwne, ale ją to zszokowalo...to się przecież nigdy nie zdarzało... a kiedy zaczęła rozpoznawac tę postać w jej głowie dzwieczaly słowa "Nie...Nie... to niemożliwe... absolutnie niemożliwe i nie prawdopodobne"
Te oczy... te szmaragdowe oczy poznała by wszędzie. TO BYŁ ON... to był on... ten, o którym cały czas myślala... był tam prawdziwy... chociaż czy nie ma przywidzeń? Czy nie śni teraz na jawie?
Zatrzymała sie... zaczęła się w niego wgapiać. Nie wiedziała o co chodzi i co jest grane. Czuła się jak w jakiejś chorej komedii. Pomyślała, że zaraz wybiegnie ktoś z kamerą w ręku i krzyknie "Mamy Cie!" Jesteś w naszym nowym programie telewizyjnym, ale nie nic takiego się nie działo... nie wiedziała co ma robić.. stała i patrzyła.. gapiła się na niego i nagle ją zauważył...ich oczy się spotkały. Zerwał się z ławki, w ułamek sekundy stał przed nia...
-Cze...cześć-uśmiechnął się tak, że jej kolana odmówiły jej posłuszeństwa.- chyba zająłem Twoje miejsce.- Nie była w stanie nic powiedzieć. Stała jak kołek...i patrzyla, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Hm...-odchrzaknął- Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz?
Dalej nic nie mówiąc patrzyła na niego, a w głowie kumulowały jej się myśli... od niedowierzania do pełni szczęścia.
-Przepraszam nawet nie wiem jak masz na imię, a tak tu siedzię i czekam na ciebie już z godzinę... Wypatruję Cię jak głupi.. nawet sam nie wiem czemu...
-TY mi się nie śnisz?- zdołała wykrzsztusić przerywajac potok słów wylewajacy sie z jego ust.
-Słucham??..
-Czy Ty mi się śnisz?- powtórzyła w zmienionej formie.
-Nie, nie wydaje mi sie, żebym Ci się śnił. Przynajmniej dlatego, że tak tu na Cb czekam...
-Ale... to nie możliwe... Syriusz był w parku z kimś innym, nie było Cię...- podszedł do niej jeszcze bliżej położył ręce na jej ramionach. Jego dlonie były delikatne i ciepłe, przeszył ją przyjemny dreszcz.. spojrzał jej gleboko w oczy.
-Nie jestem Twoim snem..., aczkolwiek.. wiesz? Nie miałbym nic przeciwko, gdybym był facetem z Twoich snów- powiedział to w taki sposob, że z żartem nie wiele miało wspólnego...ale nie widział też jak blisko prawdy był
-Z Syriuszem wychodziła moja siostra, ja musiałem wyjechać na trochę, ale teraz jestem w całej mojej krasie- zeby to jeszcze podkreslic przeciagnal dlonmi od stop do głów i wymownie na nia spojrzał.
-Ja nawet nie wiem jak Ty masz na imię.
-Mateusz. Teraz już wiesz. Jestem Mateusz.
Nie dowierzala. To nie działo się naprawdę. Przecież... już sama nie wiedziała co...
-Może zaczniemy jeszcze raz?-jego pytanie wyrwało ją z chwilowego zawieszenia. - Obiecuje, że teraz nie znikne...to jak?- była tak pogubiona, że zapytała
-Ale co zaczniemy jeszcze raz?
-No hm... jakby to określić naszą znajomość...
-Hm...- zaczęła się mimowolnie uśmiechać, delikatnie przymrozyla oczy- no nie wiem, nie wiem. A jak znowu mi znikniesz bez słowa?
-Przecież już Ci obiecałem, że tego nie zrobię.
-Składasz bardzo poważne obietnice, osobie której tak na dobrą sprawe nie znasz.
-Nie znam? A ja mam wręcz odwrotne odczucie... mam wrażenie jakbym znał Cie od dawna.. tylko, że gdzieś mi ucieklaś i dopiero teraz pozwoliłaś się odnaleść.
wtorek, 28 października 2014
Idźmy dalej :-D(3)
Pamiętała tylko urywki i przeblyski snu, ale została w niej dziwna mieszanka szczęścia i strachu. Nie wiedziała co o tym myśleć.
"Jesteś jak ogień...
Jesteś jak deszcz....
Dlatego kocham Cie..."
Przy tych słowach sprzatala dom. Ścierała kurze, ustawiała książki, składała ubrania. Dziś porzadki sprawiały jej wielką frajde. Cieszyła się, cieszyła się sama nie wiedząc z czego. To bylo dziwne, ale wypełniało ją szczęście. Szczęście pochodzace z niewiadomego źródła. Nie potrafiła tego opisać. Znowu tańczyła... znowu szczerze sama do siebie się usmiechala, ale nie miała pojecia czemu. Sprzatanie calego domu przyniosło jej jeszcze więcej energii. Tą pozytywna energie postanowiła wykorzystac jeżdżąc na rowerze. Wróciła do swojego pokoju. Długie włosy związała w wysoka kitkę, włożyła błękitną koszulkę i czarne rurki i do tego wygodne buty. Chwycila swoja torebkę, odtwarzacz i niebieskie słuchawki. Przezucila torbe przez ramię wsiadla na rower i ruszyła przed siebie. Jechala ścieżka rowerową uśmiechając się sama nie wiedząc do kogo. Jechała i jechała. Zachaczyla o ciastkarnię i kupiła czekoladową muffinę. W koncu chciała coś zjeść nie zmuszajac sie do tego. To byla dla niej czysta przyjemność. Rozkoszowala sie smakiem delikatnego ciasta i słodkością płynnej konfitury wisniowej rozlewajacej się ze środka. Po tej przyjemność ruszyła dalej. Nie zwracała uwagi na to gdzie jedzie. Jej nogi same ja niosly... Wylądowała nad rzeką. Ich miasteczko było małe, ale urokliwe. Rzeka, a właściwie rzeczka była piekna. Władze są bardzo rozsądne i potrafią połączyć nature z nowoczesnością nie niszcząc w ten sposób nic, a dodajac uroków miasteczku. Jechała ścieżka oglądając zakochane pary siedzące na ławkach, które wspólnie podziwiały piekne widoki i w tym momencie jej dobry humor prysł. Chciała... sama nie wiedziała czego chciała.. jazda nie była już przyjemnościa. Jej diametralna zmiana humoru byla zaskoczeniem również dla niej samej.. takie wachania nastrojow zazwyczaj się jej nie zdarzają. Było już późno...zaczynało się sciemniać, ale ona nie chciała wracać do domu... poczula, ze musi znaleść sie w parku. Zabezpieczyła rower i powoli wkroczyła do swojej idlli. Szła jak zwykle ścieżką. Jej nogi same ją prowadziły. Nie myślała o niczym.. była w dziwnym odrętwieniu i letargu... szła powoli...wsluchujac się w rytm melodii. Zribiła jedno okrążenie wokół parku nie zauważając kompletnie nic... Robiąc drugie stwierdziła, że chce usiąść.. tam gdzie zawsze. Na jej ławce. Wiedziała, że gdy będzie blisko zobaczy jak zwykle pustą ławkę. Ławkę specjalnie zarezerwowana dla niej...im bardziej sie do niej zbliżała była coraz bardzo pewna, ze dziś jej ławka nie jest zarezerwowana tylko dla niej... nie tym razem...