środa, 31 grudnia 2014
no nie wierze (8)
"Dobranoc:-*"
"Czym zasłużyłam na buziaka? O.o"
"Tym swoim rumieńcem;-P"
"Wiem, że znowu się rumienisz ;-D"
"Dobranoc!"
"Dobranoc raz jeszcze ślicznotko:-*"
Ale on ma tupet. Co nie zmienia faktu, że ostatnia myślą przed zaśnięciem były jego zielone oczy.
-Cześć tato.
-Cześć słonko. Widzę, że powoli zaczynasz odżywać. Przy tym chłopcu znowu odzyskujesz swoje cięte odzywki.
-Tato...
-Taka prawda kochanie. Ale proszę Cię uważaj.
-Dobrze tato. Brakuje mi Ciebie. Dlaczego to Ty musiałeś odejść, a nie mama?
-Córeczko nie mów tak.
-Ale to jest prawda tato. Z mamą nigdy się nie dogadywałam tak jak z Tobą.
-Wiem, ale to nie oznacz, że mama Cię nie kocha.
-Czasami mam wrażenie, że wolałaby nie mieć córki.
-To...- słowa taty nagle się urwały. Wszędzie rozbłysło zielone światło. Zewsząd otaczał mnie szafir... Do moich uszu doszedł krzyk... To... To krzyk taty. To on tak krzyczy. Przed oczami pokazał mi się jego samochód. Widzę jego gwałtowny ruch kierownicą kiedy omija jadący z naprzeciwka samochód. To przez niego.... To przez tego kierowcę... Czuje to przerażenie...
-Nie....- kolejny raz budzę się z krzykiem na ustach... Spokojny sen, w ktorym spędzam czas z tatą zamienia się w koszmar. Jeszcze raz od nowa przezywam jego wypadek. Ktora raz jest tym razem godzina? Hm. . 7... No to już chyba nie ma sensu się kłaść. Włączam odtwarzacz Bracia "Nad przepaścią" ustawiam głośność tak by było słychać w łazience. Mamy i tak znowu nie ma w domu. Zmywam siebie koszmar nocy i zastanawiam nad słowami taty. Tak ma rację. Przy Mateuszu znowu staję się dawną sobą. Tą, która nie zamykała się na świat, ale spędzała czas ze znajomymi, wtedy jeszcze ich miałam. Mateusz... I te jego oczy... Włożyłam luźną koszulkę i dres usiadłam na swoim wielkim parapecie wzięłam ołówek i swój zeszyt i zaczęłam szkicować.... Spod mojej dłoni wychodziła kreska za kreską... Zaczęły się układać w zarys twarzy. Często rysowałam tatę. Pełno tych bardziej udanych rysunków wisi na ścianach w moim pokoju. Jedne przyklejone taśmą, inne oprawione w ramki tak jak zdjęcia, ale nie dziś.... Mateusz... To jego twarz naszkicowałam... Cała była w ołówku, ale czegoś mi tu brakowało. Chwyciłam zieloną kredkę i nadałam ten kolor jego oczom. Tak teraz byłam zadowolona z efektu końcowego. Tatę nie trudno mi było rysować mi z pamięci, ale nie myślałam, że tak łatwo pojdzie mi z jego twarzą. Słońce wspięło się już dosyć wysoko... Hm nic dziwnego już prawie 12, przynajmniej taką godzinę wskazywał zegarek stojący na moim biurku. Chyba najwyższa pora coś zjeść. Odłożyłam zeszyt i ołówek, zwloklam się z mojego ulubionego miejsca i poczlapalam do kuchni. Hm... Dziś... Chwyciłam jabłko, zrobiłam dwie kanapki i sok pomarańczowy i wróciłam do swojego pokoju. Dopiero wtedy zerknęłam na telefon... Rany 3 wiadomości w tym dwie od jednego nadawcy i jedna od mamy. "Będę jutro wieczorem" hah... Dobrze, że mnie o tym poinformowała... I dwie od Mateusz. Poczułam jak się czerwienie. To nie fair, że nawet kiedy nie ma go obok tak na mnie działa. "Dzień dobry 😊", a godzinę później napisał "Mam nadzieję, że na trochę zajmę Twoją ławkę? A może mi potowarzyszysz?"
Chyba, rzeczywiście mu się spodobałam. Ta myśl była wręcz niewiarygodna. Włożyłam kwiatową sukienkę swoje ulubione botki, przeczesałam włosy chwyciłam torebkę i ruszyłam w kierunku drzwi. Przekręciłam klucz, włożyłam słuchawki i szłam w kierunku parku.
Bylam już prawie przy ławce, a jego tam nie bylo. Poczułam przepływający przeze mnie smutek. Usiadłam i wyjęłam zeszyt. Znowu zaczęłam szkicować. Na mojej kartce nagle wylądowała mała herbaciana róża. Podniosłam głowę i utonęłam w szafirowych oczach.
-No cześć.
-Cześć.
-Miałem dość bezczynnego siedzenia i czekania i wybrałem się do sklepu. Masz ochotę na sok.
-Tak, dziękuję. Ale widzę, że. O kwiaciarnię też zahaczyłeś.
-No cóż nie da się ukryć. Podoba Ci się?
-Och.. Tak. Jest śliczna i przede wszystkim nie czerwona.
-Pomyślałem, że czerwony jest oklepany.
-I tu muszę się z Tobą zgodzić w 100%.
-Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek się tego doczekam.
-A widzisz ja też potrafię zaskoczyć.
-W to nie wątpię.- Nie pamiętam kiedy ostatnio mi się z kimś tak dobrze rozmawialo. A przede wszystkim tak łatwo i bez najmniejszego skrępowania. Czułam się tak swobodnie. Poprostu sobą.
-Co szkicujesz?
-Nie wiem jeszcze... Chyba znowu jakąś twarz.
-Jakąś? A nie konkretną?
-Sama nie wiem.
-A ja chyba wiem...
-Tak?
-Tak... Te rysy przypominają mi twarz, którą codziennie rano widzę w lustrze.
-Masz chyba zbyt duże wyobrażenia o sobie.
-No cóż nie wydaje mi się.
Nie daj się prosić (7)
-Ty mnie prosisz? Ale o co?
-Daria...
-Pamiętasz jak mam na imię?
-Nie mógłbym zapomnieć.
-Jestem pewna, że mógłbyś.
-Nie wierzysz mi?
-Nie mam powodów by wierzyć.
-Nie?
-A mam?
-Wspiąłem się na pierwsze piętro.
-Tak to naprawdę imponujące, ale co w związku z tym? Hm... W sumie czekaj wiem... Mogę posądzić Cię o włamanie.
-Sama mnie wpuściłaś.
-Tak to fakt.
-Nie ruszę się stąd dopóki nie dostanę numeru Twojego telefonu.
-Nie wygłupiaj się, tylko wyjdź bo już późno.
-No i co z tego?
-Będę tu siedział dopóki nie dasz mi swojego numeru.
-Jesteś....
-Przystojny? Tak wiem, wiem. Nie musisz mi tego mówić.
-Nie...Tak... Tzn... Nie to chciałam powiedzieć.
-Ale powiedziałaś.
-Nie ja tylko Ty.
-oj tam.- znowu uśmiechnął się tak, że straciłam cały rezon.
-Lubię kiedy się tak rumienisz.
-Nie rumienię się.
-Wiem co widzę.- przysunął się niebezpieczne blisko.- to jak będzie z tym numerem?
-Nie odpuścisz, co?
-Nie. Kiedy czegoś chce zawsze tego dostaje.
-hm... Tym razem będzie chyba inaczej.
-Tak?
-Tak. Idę do łazienki, a kiedy tu wrócę Ciebie tu nie będzie. Dobranoc.- odsunęłam się od niego i poszłam do łazienki. Nadęty dupek pierwszy raz źle o nim pomyślałam. Ale niestety taka byla prawda. Był nadętym dupkiem co nie nie zmieniało faktu, że był uroczy. Hah... Uroczy nadęty dupek. Nawet nie obejrzałam się za siebie poprostu zamknęłam drzwi do łazienki. Chwyciłam szczoteczkę do zębów i nerwowo je szczotkowałam. Rany... Miał racje. Byłam cała czerwona. I wyglądałam okropnie. Jak on mógł patrzeć na mnie kiedy byłam taka czerwona. Wyglądałam jak burak. Opłukałam twarz wodą i wyszłam z łazienki. O dziwow pokoju nikogo nie bylo. Zakopałam sięw kołdrę i usłyszałam dzwonek sms.
"Mówiłem Ci, że zawsze dostaje to czego chce Mateusz :-)"
piątek, 31 października 2014
Za balkonowym oknem...(6)
-Cześć...- powiedział to z takim entuzjazmem jakby wygrał conajmnie milion złotych.- zapomniałem zapytać Cię czy dasz mi swój numer. Tak mnie to męczyło, że znalazłem się na Twoim balkonie. Chyba nie masz nic przeciwko?
Kolejny już raz stała przed nim i patrzyła nie wiedząc co powiedzieć. Jeszcze troche, a uzna ją za nienormalną, ale... to było zbyt dziwne, żeby było prawdziwe. Tak bardzo chciała go zobaczyć i nagle się zjawia... czy to możliwe?
-Daria... halo tu ziemia... Już odcknij się. Należy mi się nagroda.
-Jaka znowu nagroda? I niby za co, co?
-No przyznaj, że jestem orginalny. Wspialem sie specjalnie tutaj, żeby zyskać Twój numer.. chyba mi nie odmówisz?- "te jego spojrzenie...."
-Tak masz rację... jesteś orginalny, ale tez wysportowany.
-Tak?
-Tak... wspiąłeś się na pierwsze piętro. Właściwie jak Ty to zrobiłeś? Jestem pod wrażeniem.. naprawdę.
-A tego Ci nie powiem. To zostanie moją słodką tajemnicą.
-Tajemnicą?
-Tak. Dokładnie- uśmiechnął się tak, że straciła grunt pod nogami.
Miałam już dość tego jak na nią wpływał.
-No dobrze niech to zostanie Twoją tajemnicą.
-A czy cel mojej wspinaczki zostanie spełniony?
-To znaczy?
-Twój numer telefonu.
-Hm... A to z kolei niech zostanie moją słodką tajemnicą.- tym razem to ona miała nad nim odrobinę przewagi.
czwartek, 30 października 2014
Nierealne (5)
Te słowa cały czas chodziły jej po głowie "jakbyśmy znali się całe wieki". Jak to jest, że w głowie ma się cały czas osobę, którą widziało sie raptem dwa razy... Słyszy się jej głos, widzi oczy, twarz, całą jego postać. Tak bardzo pragnie się kontakty z kimś kogo sie nie zna. Chce by ta osoba była obok cały czas... Dlaczego po tym spotkaniu z Mateuszem tak miała? Czemu nie potrafiła się uśmiechnąć.. tak bardzo chciała znowu go zobaczyć, ale to nie bylo możliwe. Już nie dziś. Dzień dobiegał końca, a właściwie juz dawno się skończył. A ona myślała o nim... o tym nieraealnym chłopaku, który wydawał się jej snem... który nie może być prawdziwy.
Puk...puk...
To dziwne... jej mama już dawno śpi, a nie ma nikogo kto mógłby pukać do jej pokoju...
Puk...puk... dźwięk się powtórzył, ale nie dochodził zza drzwi. Spojrzała w stronę balkonu. Kto był za oknem. Nie wiedziała co się dzieje.
Puk...puk... teraz miała pewność, że to puka osoba, ktora stoi za balkonowymi drzwiami. Powoli wygramolila sie z łóżka, była już prawie północ. Pukanie kolejny raz się powtórzyło. Nie czuła strachu... w głębi duszy pragnęła by tym kimś kto do niej przyszedł był on...ale to było nazbyt nierealne by moglo sie zdarzyć. Powoli otworzył balkonowe drzwi..
środa, 29 października 2014
Nie tym razem... (4)
Będąc jakieś 60m od ławki zauważyła, że ktoś na niej siedzi... pierwszy raz, gdy szła z zamiarem siedzenia na ławce ktoś na niej siedział... moze to dziwne, ale ją to zszokowalo...to się przecież nigdy nie zdarzało... a kiedy zaczęła rozpoznawac tę postać w jej głowie dzwieczaly słowa "Nie...Nie... to niemożliwe... absolutnie niemożliwe i nie prawdopodobne"
Te oczy... te szmaragdowe oczy poznała by wszędzie. TO BYŁ ON... to był on... ten, o którym cały czas myślala... był tam prawdziwy... chociaż czy nie ma przywidzeń? Czy nie śni teraz na jawie?
Zatrzymała sie... zaczęła się w niego wgapiać. Nie wiedziała o co chodzi i co jest grane. Czuła się jak w jakiejś chorej komedii. Pomyślała, że zaraz wybiegnie ktoś z kamerą w ręku i krzyknie "Mamy Cie!" Jesteś w naszym nowym programie telewizyjnym, ale nie nic takiego się nie działo... nie wiedziała co ma robić.. stała i patrzyła.. gapiła się na niego i nagle ją zauważył...ich oczy się spotkały. Zerwał się z ławki, w ułamek sekundy stał przed nia...
-Cze...cześć-uśmiechnął się tak, że jej kolana odmówiły jej posłuszeństwa.- chyba zająłem Twoje miejsce.- Nie była w stanie nic powiedzieć. Stała jak kołek...i patrzyla, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Hm...-odchrzaknął- Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz?
Dalej nic nie mówiąc patrzyła na niego, a w głowie kumulowały jej się myśli... od niedowierzania do pełni szczęścia.
-Przepraszam nawet nie wiem jak masz na imię, a tak tu siedzię i czekam na ciebie już z godzinę... Wypatruję Cię jak głupi.. nawet sam nie wiem czemu...
-TY mi się nie śnisz?- zdołała wykrzsztusić przerywajac potok słów wylewajacy sie z jego ust.
-Słucham??..
-Czy Ty mi się śnisz?- powtórzyła w zmienionej formie.
-Nie, nie wydaje mi sie, żebym Ci się śnił. Przynajmniej dlatego, że tak tu na Cb czekam...
-Ale... to nie możliwe... Syriusz był w parku z kimś innym, nie było Cię...- podszedł do niej jeszcze bliżej położył ręce na jej ramionach. Jego dlonie były delikatne i ciepłe, przeszył ją przyjemny dreszcz.. spojrzał jej gleboko w oczy.
-Nie jestem Twoim snem..., aczkolwiek.. wiesz? Nie miałbym nic przeciwko, gdybym był facetem z Twoich snów- powiedział to w taki sposob, że z żartem nie wiele miało wspólnego...ale nie widział też jak blisko prawdy był
-Z Syriuszem wychodziła moja siostra, ja musiałem wyjechać na trochę, ale teraz jestem w całej mojej krasie- zeby to jeszcze podkreslic przeciagnal dlonmi od stop do głów i wymownie na nia spojrzał.
-Ja nawet nie wiem jak Ty masz na imię.
-Mateusz. Teraz już wiesz. Jestem Mateusz.
Nie dowierzala. To nie działo się naprawdę. Przecież... już sama nie wiedziała co...
-Może zaczniemy jeszcze raz?-jego pytanie wyrwało ją z chwilowego zawieszenia. - Obiecuje, że teraz nie znikne...to jak?- była tak pogubiona, że zapytała
-Ale co zaczniemy jeszcze raz?
-No hm... jakby to określić naszą znajomość...
-Hm...- zaczęła się mimowolnie uśmiechać, delikatnie przymrozyla oczy- no nie wiem, nie wiem. A jak znowu mi znikniesz bez słowa?
-Przecież już Ci obiecałem, że tego nie zrobię.
-Składasz bardzo poważne obietnice, osobie której tak na dobrą sprawe nie znasz.
-Nie znam? A ja mam wręcz odwrotne odczucie... mam wrażenie jakbym znał Cie od dawna.. tylko, że gdzieś mi ucieklaś i dopiero teraz pozwoliłaś się odnaleść.
wtorek, 28 października 2014
Idźmy dalej :-D(3)
Pamiętała tylko urywki i przeblyski snu, ale została w niej dziwna mieszanka szczęścia i strachu. Nie wiedziała co o tym myśleć.
"Jesteś jak ogień...
Jesteś jak deszcz....
Dlatego kocham Cie..."
Przy tych słowach sprzatala dom. Ścierała kurze, ustawiała książki, składała ubrania. Dziś porzadki sprawiały jej wielką frajde. Cieszyła się, cieszyła się sama nie wiedząc z czego. To bylo dziwne, ale wypełniało ją szczęście. Szczęście pochodzace z niewiadomego źródła. Nie potrafiła tego opisać. Znowu tańczyła... znowu szczerze sama do siebie się usmiechala, ale nie miała pojecia czemu. Sprzatanie calego domu przyniosło jej jeszcze więcej energii. Tą pozytywna energie postanowiła wykorzystac jeżdżąc na rowerze. Wróciła do swojego pokoju. Długie włosy związała w wysoka kitkę, włożyła błękitną koszulkę i czarne rurki i do tego wygodne buty. Chwycila swoja torebkę, odtwarzacz i niebieskie słuchawki. Przezucila torbe przez ramię wsiadla na rower i ruszyła przed siebie. Jechala ścieżka rowerową uśmiechając się sama nie wiedząc do kogo. Jechała i jechała. Zachaczyla o ciastkarnię i kupiła czekoladową muffinę. W koncu chciała coś zjeść nie zmuszajac sie do tego. To byla dla niej czysta przyjemność. Rozkoszowala sie smakiem delikatnego ciasta i słodkością płynnej konfitury wisniowej rozlewajacej się ze środka. Po tej przyjemność ruszyła dalej. Nie zwracała uwagi na to gdzie jedzie. Jej nogi same ja niosly... Wylądowała nad rzeką. Ich miasteczko było małe, ale urokliwe. Rzeka, a właściwie rzeczka była piekna. Władze są bardzo rozsądne i potrafią połączyć nature z nowoczesnością nie niszcząc w ten sposób nic, a dodajac uroków miasteczku. Jechała ścieżka oglądając zakochane pary siedzące na ławkach, które wspólnie podziwiały piekne widoki i w tym momencie jej dobry humor prysł. Chciała... sama nie wiedziała czego chciała.. jazda nie była już przyjemnościa. Jej diametralna zmiana humoru byla zaskoczeniem również dla niej samej.. takie wachania nastrojow zazwyczaj się jej nie zdarzają. Było już późno...zaczynało się sciemniać, ale ona nie chciała wracać do domu... poczula, ze musi znaleść sie w parku. Zabezpieczyła rower i powoli wkroczyła do swojej idlli. Szła jak zwykle ścieżką. Jej nogi same ją prowadziły. Nie myślała o niczym.. była w dziwnym odrętwieniu i letargu... szła powoli...wsluchujac się w rytm melodii. Zribiła jedno okrążenie wokół parku nie zauważając kompletnie nic... Robiąc drugie stwierdziła, że chce usiąść.. tam gdzie zawsze. Na jej ławce. Wiedziała, że gdy będzie blisko zobaczy jak zwykle pustą ławkę. Ławkę specjalnie zarezerwowana dla niej...im bardziej sie do niej zbliżała była coraz bardzo pewna, ze dziś jej ławka nie jest zarezerwowana tylko dla niej... nie tym razem...
wtorek, 26 sierpnia 2014
cdn... w tym wypadku n oznacza następuje :P(2)
Trwam pomimo, że już wiem...
Trwam pomimo, że to sen..."
https://www.youtube.com/watch?v=yN_-52Q2h6w
Kreuzbeg- "Drzewo nadziei" - coś bardziej współczesnego. Może piosenka niezbyt wesoła, ale kojarzyła jej się z nadzieją. Nadzieją, że chłopak z parku to nie był tylko sen, ale prawdziwy i najprawdziwszy z krwi i kości. Nie chciałaby, żeby to jej się śniło. Siedziała na swoim parapecie, zasłuchana i zamyślona. Dalej myślała o tym jak jej zielonooki książę odprowadził ją pod dom. Gdy wreszcie się przełamał i opanowała względnie emocje rozmawiało im się jakby znali się od zawsze. Czuła się przy nim tak swobodnie i dobrze. Ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie zna jego imienia. Tak samo jak on jej. Nie mieli swoich numerów. Żadne o tym nie pomyślało. Co teraz miała zrobić?
- Co ja mam zrobić? Nie chce by to się skończyło po jednym dniu. Jutro znowu muszę iść do parku. Może tam będzie...
Reszta wieczoru ciągnęła się w nieskończoność. Chciała by już było jutro. A czas jakby robił jej na złość. Wlókł się i ciągnął...
W końcu nastąpił wyczekiwany przez nią poranek. Obudziła się już o 7. Starała zachowywać się normalnie, ale wszystko leciało jej z rąk. Peeling do twarzy, łyżka.. Dobrze że nie upuściła musli.. zanim się ubrała chyba przez 20 min stała przed szafą i patrzyła na ubrania. Pierwszy raz patrząc na nie pomyślała, że nie ma w co się ubrać. Denerwowała się idąc do miejsca, które było jej idyllą.. Serce pędziło jak galopujące konie w piosence Golców. Starała się iść spokojnie, ale łapała się na tym, że momentami prawie biegnie. W końcu udało jej się zachować pozory i udawać spokój. Włożyła słuchawki do uszu i próbowała skupić się na słowach. Chciała się wczuć w muzykę. Skupiła się na krokach. Szła. Starała się o nim nie myśleć.Maszerowała do swojej idylli tej myśli kurczowo się uczepiła. Zachowywała się tak jak zawsze... przynajmniej próbowała. Strasznie ją korciło by obracać się we wszystkich kierunkach i sprawdzić czy dziś tu jest. Ale udało jej się powstrzymać. Zatoczyła swoje koło i usiadła na swojej ławce, która jak zwykle czekała na nią pusta.
Teraz już nie wytrzymała. Rozejrzała się we wszystkich kierunkach. Wypatrywała jednej konkretnej osoby. Tej jednej osoby, którą tak chciała dziś zobaczyć. Chciała zobaczyć czy nie był to sen. Nigdzie go nie było... nigdzie nie widziała jego twarzy. Była trochę zawiedziona, ale pomyślała, że może jeszcze się zjawi... Wyjęła zeszyt.. w jej uszach rozbrzmiewały dźwięki piosenki Szymona Wydry "Duch"
https://www.youtube.com/watch?v=4DCwy1VmiQg
Zaczęła pisać... pisała.. słowa z niej płynęły... wylewała je wszystkie. Płynęły tak naturalnie jak łzy.. łzy, które płyną, gdy jesteśmy szczęśliwi, ale też jak te, które wypływają z nas, gdy jesteśmy pogrążeni w smutku... To były jej alternatywne łzy. Jej płacz zapełniał czyste kratki składając się w litery, a litery w słowa.
Była zamyślona i skupiona, nagle na ławkę wskoczyła mała pluszowa kulka. Nie wiedziała przez chwile o co chodzi, gdy w białej kulce rozpoznała Syriusza. Pełna nadziei i lęku uniosła oczy ku górze by go zobaczyć... Ale... właśnie było ale... Ponieważ, gdy uniosła wzrok nie zobaczyła tego kogo chciała... To nie był on.. koło ławki stała jakaś młoda dziewczyna. Była chyba nawet w jej wieku... Ale nie była nim.. Nie ją chciała zobaczyć... Zaczęła coś mówić, ale ona jej nie słyszała, nie docierały do niej jej słowa. Usłyszała tylko przepraszam, za Syriusza, a następne co pamięta, że dziewczyna zabrała pieska i sobie poszła. W jej głowie kotłowała się tylko jedna myśl "To był sen, on mi się śnił. To było zbyt piękne."
Przez resztę dnia była oderwana od rzeczywistości. Wróciła do pustego domu. Automatycznie zrobiła sobie coś do jedzenia, ale nie potrafiła jeść. Nie umiała gryźć, wydawało jej się to nierealne. Wyciągnęła z lodówki wodę z cytryną, gdy ją zamykała na lodówce zobaczyła kartkę od mamy... "Kochanie wyjeżdżam w sprawach służbowych wracam za dwa dni. Kocham Cię mama"
no tak to było typowe. Ostatnio często jej się to zdarzało. Tym razem nie bardzo ją to ruszyło. Można by powiedzieć, że nawet ucieszyła się z jej nieobecności. Była sama mogła robić co tylko chciała. A w tej chwili pragnęła tylko jednego... By to nir była prawda, żeby w parku był on.
Ale przecież nie można mieć wszystkiego. A ona nigdy nie dostawała tego czego pragnęła. Czy jej pragnienie bycia szczęśliwą jest aż tak wygórowane?
przez kolejne dni snuła się po dom u, ale długo w nim nie wytrzymała i udawała się na codzienny spacer, niewiele jadła nie miała na to ochoty. Piła za to dużo wody. Szła jak zwykle w stronę parku. jej mama wróciła wczoraj, w ogóle nie zauważyła, że jej zachowanie się zmieniło. Nie zauważyła też, że prawie nie jadła.Jej matka była zapatrzona w siebie., w pracy szło jej coraz lepiej, wyglądała coraz bardziej kwitnąco. Zbliżała się do czterdziestki, a wyglądała jakby miała dopiero 25. w jej mamie było więcej energii i życia niż w niej samej. Czy to nie dziwne?, że matka ma więcej energii i życia niż jej nastoletnia córka? Nie chciała się nad tym zastanawiać, bo jaki niby to ma sens... musi skopić się na czym innym, powinna cieszyć się szczęściem swojej mamy, a nie skupiać na własnym idiotyzmie.
kolejna sobota. Zaczęła się tak jak każda inna i w sumie jak każdy inny dzień... Z małym tylko szczegółem.. tej nocy śniły się jej jego zielone oczy, ale to był dziwny sen... Był w nim jej ojciec. Była szczęśliwa, znowu była z osobą, która się nią interesowała. Była kochana, prawdziwie kochana, ale to jej szczęście nagle zostało zachwiane, jej bezpieczeństwo znikło. Ulotniło się szybko, za szybko... Przestrzeń wokół zaczęła wypełniać zieleń, ale nie dawała nadziei, dawała strach. Zniknął jej ojciec, zniknęło wszystko, pojawiły się jego oczy. Dlatego ten ranek był inny niż wszystkie.
piątek, 1 sierpnia 2014
jak się zaczęło...(1)
Szła tak nie śpiesząc się nigdzie, delikatnie ruszając głową w takt muzyki i uśmiechając się do siebie- miewała tak wtedy, gdy uświadamiała sobie swoje głupie zachowanie bądź też tak po prostu by rozwiać szarość dnia. Co parę kroków zmieniała tępo swojego marszu wplatając w to kroki taneczne, jakieś delikatne pląsanie. Nie przejmowała się tym co myślą o niej mijający ją ludzie. Nie istniało dla niej nic prócz melodii i słów piosenki.
Nie słyszała absolutnie niczego oprócz słów "Meluzyny" i to się jej podobało. Patrzyła na świat widząc go w wielu barwach. Barwach bardzo wyrazistych :) Zieleń drzew i trawników była bardziej zielona niż zwykle, a szarość budynków jeszcze bardziej szara, ale nie przygnębiająco szara, lecz pozytywnie szara. Dotarła do miejsca swojego przeznaczenia. Parku, który znajdował się praktycznie w centrum niewielkiego miasteczka. prowadziły do niego 4 wejścia. Jedno z każdej strony świata. Każde wyglądało tak samo. Po obu stronach ścieżki rosły dwa drzewa, które stykały się koronami tworząc swego rodzaju liściasty baldachim. Różnica polegała jedynie na gatunku rosnących drzew. To jedyny park tutaj i jednocześnie jej ulubione miejsce.
Często ty przychodziła. Wchodziła zawsze tak samo, przechodziła pod baldachimem, wdychała to powietrze, które wydawało jej się tak zupełnie inne niż za granicami parku. Spacerowała po nim, a następnie siadała zawsze na tej samej ławce. Czuła się tu jak w innym świecie, w magicznym świecie. Drzewa rosły gęsto ich konary w wielu miejscach się stykały, promienie słońca z trudem przedzierały się do ziemi. Pomiędzy nimi były alejki, a cały park oddzielony był od zewnątrz ogromnym żywopłotem, który otaczał go z każdej strony. Odcinał od codziennych spraw miasteczka i zapraszał do zapomnienia o codzienności i korzystania z chwili zapomnienia.
Ona uwielbiała z tego korzystać. Gdy była smutna, zła czy radosna jak dziś, Jej ławka jak ją nazwała była wolna. Zazwyczaj, gdy tu przychodziła i chciała na niej usiąść. Nie wiedziała jak się to dzieje, ale nie miała nic przeciwko temu. Usiadła, przez chwile zasłuchała się w słowa piosenki Lady Pank "Zostawcie Titanica" i otworzyła swoją torebkę, a z niej wyciągnęła zeszyt i tym razem ołówek. Nie miała ochoty na pisanie. Chciała rysować rozejrzała się w poszukiwaniu natchnienia. No i długo nie musiała czekać. Zobaczyła ślicznego, małego, białego i kudłatego pieska. Ze słuchawkami w uszach co chwila spoglądała na małe stworzonko i zaczęła je rysować. Powoli i z pełnym spokojem rysowała kreska za kreską. Piesek biegał we wszystkich kierunkach, latał za piłką. Nie widziała kto ją rzucał, nie zwracała uwagi na nic. Tylko na tego pieska. W pewnym momencie nie mogła go odnaleźć. Rysunek nie był skończony Była na nim tylko mordka tego ślicznego stworzonka. Poczuła lekkie rozczarowanie, ale stwierdziła, że pewnie jutro też tu będzie. wstała i słuchała tym razem e-booka. "Romeo i Julia"w języku angielskim. Wracała do domu zasłuchana w słowach Szekspira.
Wróciła do domu. Wracała o wiele wolniej niż zwykle. weszła do kuchni, wzięła dwie kostki gorzkiej czekolady i musli, do którego dodała orzechy włoskie, jabłko i trochę banana wszystko zalała mlekiem. wzięła również szklankę soku jabłkowego, który rano wycisnęła i poszła do swojego pokoju.
Wyjęła słuchawki i włączyła wieże i komputer. przejrzała parę stron internetowych, poczytała kilka blogów m.in bloga koleżanki. W tle było słychać "Lubiła tańczyć spragniona życia wciąż..." Jednocześnie refleksyjna, a zarazem energiczna przynajmniej dla niej. Wydawało jej się, że siedziała przy komputerze krótko okazało się, że jest już 22. Wyłączyła go, wzięła prysznic, bardzo długi prysznic. weszła do swojego łóżka, otoczonego baldachimem, uwielbiała to łóżko, ale jeszcze bardziej lubiła duży i szeroki parapet, który jej tata stworzył, gdy była mała. Siadali tam razem, a on czytał jej bajki. Jej pokój był pełen wspomnień.
Na ścianach wisiały zdjęcia, czarno-białe i kolorowe. Jej, mamy i jej ojca, który zmarł w wypadku samochodowym 7 lat temu. Od tamtej pory były same z mamą, ale nigdy nie miały jakiegoś specjalnego kontaktu ze sobą. Nie miała też przyjaciół ani znajomych. Nie czuła potrzeby by utrzymać z kimś kontakt. Bała się tego. Czasami miała wrażenie, że zapomni jak się mówi. Rzadko kiedy to robiła. Nie lubiła mówić, zdecydowanie wolała pisać i rysować to był jej język. Zwłaszcza po śmierci ojca. Nie potrafiła już tak normalnie funkcjonować.
Następnego dnia również udała się do parku. Tym razem zamiast iść pojechała rowerem. Włożyła niebieskie dżinsowe rurki i beżową koszulkę w delikatny kwiatowy wzór i brązowe sandałki.
"Śpisz pięknie tak. Po kątach cisza gra...
Kiedyś znajdę dla nas dom...
Kiedyś wszystkie czarne dni..." https://www.youtube.com/watch?v=guJ25FxCwmY
Zostawiła rower przed wejściem do parku. Zrobiła swoją zwykłą rundkę wokół parku i usiadła na swoją ławkę. Hm.. naprawdę swoją, gdy była kiedyś wieczorem będąc w parku wyskrobała na ławce "To jest ławka Kingi"
Teraz, gdy widziała ten napis uśmiechnęła się sama do siebie. Zauważył to. Lubił jak się uśmiechała. Była wtedy jeszcze piękniejsza.
Ona oczywiście nic nie zauważyła. Była za bardzo wpatrzona w tego pieska.Patrzyła na kartkę i rysowała, gdy nagle na jej szkicownik wpadła mała, gumowa gumowa czerwona piłka. Wzięła ją do ręki i chwile na nią popatrzyła, rozejrzała się, gdy to robiła wpadł na nią obiekt jej zainteresowania, czyli mała biała kulka. Piesek na obroży miął napisane Syriusz.
- Cześć Syriuszu. Wiesz nazywasz się zupełnie tak jak bohater mojej ulubionej książki.
- Mojej też- była w szoku. Miała wrażenie, że pies się do niej odezwał. Ale przecież to niemożliwe. Oderwała oczy od tych ślicznych brązowych paczydeł pieska i trafiła na szmaragdową głębie. Nie wiedziała co się dzieje jej serce zabiło szybciej.
- Nazwałem go tak bo strasznie lubię 3 część Harrego Pottera mimo, że jest totalną odwrotnością tego, który był w książce.- Pierwszy raz nie mogła odnaleźć w sobie głosu. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje.
- Ta... Tak... rzeczywiście to jego totalne przeciwieństwo- Tylko tyle zdołała wyjąkać. Nie wiedziała co więcej mogła powiedzieć, Zazwyczaj nie rozmawiała z ludźmi, a zwłaszcza z chłopakami. W szkole też z nikim się nie przyjaźniła to nie było w jej stylu. Nie lubiła tego, a teraz jakiś chłopak sam do niej zagadywał. CHŁOPAK!!!... ale jaki przystojny. Zielonooki brunet, a jego twarz.. jakby wykuta z kamienia, ale jednocześnie taka ciepła i promienna.
- Mogę zobaczyć co tu masz- powiedział wskazując ręką jej zeszyt. Kiwnęła tylko głową.
- Syriusz odsuń się trochę. Wow... to jest super. On wygląda jak żywy. Masz naprawdę wielki talent. To dlatego tak co chwila na niego zerkałaś. Ty szczęściarzu przyciągasz wzrok każdej ładnej dziewczyny.
Delikatnie się zarumieniła uśmiechnęła. Nagle poczuła w sobie przyjemny dreszczyk i odrobinę pewności siebie.
- Nie ma się czemu dziwić Syriusz to bardzo urodziwy pies.
- Tak nawet bardziej niż jego właściciel.
- A tego bym nie powiedziała- Ich twarze rozświetlił uśmiech, a w oczach pojawił się błysk porozumienia. Czuła się wyjątkowa. Tyle lat przychodziła do tego parku, nigdy nie myślała, że spotka ją coś takiego. Dużo czytała, słuchała piosenek o miłości i audiobooków. Nigdy nie przypuszczała, że ją może spotkać coś podobnego. Wręcz książkowa historia. poznali się na ławce w parku.